Ahrefs Search Engine – analiza sensacyjnego pomysłu twórcy Ahrefsa

ahrefs search

Parę miesięcy temu (konkretniej w kwietniu 2019) twórca i CEO Ahrefsa, czyli najpotężniejszego i uwielbianego przeze mnie kombajnu SEO – Dmitry Gerasimenko – ogłosił na Twitterze zamiar stworzenia własnej, niezależnej wyszukiwarki internetowej.

Wywołało to niemałą wrzawę, ale ponieważ później nastała półroczna cisza, uznałem to za niezbyt śmieszny żart. Jednak nie. Oto mamy oficjalne potwierdzenie tych planów.

Jeśli chcesz ocenić ocenić, a przede wszystkim zrecenzować Ahrefs, zapraszam tutaj: opinie o Ahrefs.

Wyszukiwarek powstaje każdego roku co niemiara, jednak tu sprawa jest wyjątkowa. Należy zdać sobie sprawę, że uwaga, uwaga: crawler Ahrefs jest drugim, najaktywniejszym po Google robocie w sieci.

Od kiedy pisałem o Big Data w SEO (w listopadzie 2018 roku) liczba zaindeksowanych przez Ahrefs stron i keywordów jeszcze bardziej wzrosła. Obecnie baza danych Ahrefs to ok. 54 petabajtów rozlokowanych na 2100 serwerach. Każdej doby w indeksie przybywa 1 800 000 stron, a dla 72 000 000 aktualizowane są statystyki.

I właśnie ten szybko rosnący gigant Big Data, a konkretniej jego CEO, oznajmia, iż Google to chciwy potwór, a jedyną słuszną koncepcją wyszukiwarki jest taka, która podzieli się z twórcami witryn zarobkami z reklam.

Pytanie brzmi: czy Dmitry Gerasimenko to szaleniec czy geniusz? Postaram się to na gorąco, w kilku punktach przeanalizować.

Przede wszystkim: co takiego zapowiedział Dmitry Gerasimenko?

Post zapowiadający nowy twór jest dość długi, jednak z pewnością warto przeczytać go w całości. Jeśli nie masz na to czasu, to sama zapowiedź znajduje się na końcu owego posta.

Dlaczego Google jest złe

Pierwsza, bardzo długa część ma nas przekonać, jak bardzo Google zboczyło z obranej niegdyś drogi firmy, która ma użytkownikowi dostarczyć dostęp do informacji, a dopiero na drugim miejscu zarabiać. Google’owskie hasło Don’t be evil bardzo się zdezaktualizowało, a przy rebrandingu na spółkę Alphabet, zostało nawet oficjalnie porzucone.

Z wieloma argumentami nie sposób się nie zgodzić. Przykładowo: snippety wyświetlające się bezpośrednio w wynikach wyszukiwania. Google scrape’uje nasze dane, „sprzedaje” je użytkownikom, a nam – twórcom – nie odpłaca w żaden sposób, czego najlepszym dowodem są malejące CTR dla zapytań z Featured Snippetami.

Google jak Januszowa gazeta

Podoba mi się porównanie SERPów do codziennej gazety. Tak działają wyniki wyszukiwania: twórcy contentu są jak dziennikarze piszący artykuły dla gazety Google. Z tą różnicą, że dziennikarze Ci nie dostają za to złamanego grosza (wg mnie dostają – ale coraz mniej i niewspółmiernie do włożonej pracy). W efekcie coraz częściej gazeta publikuje tylko mierne artykuły, w których ktoś chce nam coś sprzedać.

Byłoby to jeszcze akceptowalne; wszak do gazet również pisują nieopłacani stażyści, lub po prostu autorzy chcący zaistnieć. Ale coś zaczyna zgrzytać, gdy uświadomimy sobie, że gazeta ta zarabia na naszych tekstach miliardy dolarów i obraca 85% pieniędzy gobalnie wydawanych na internetowe reklamy. I to dzięki naszym artykułom stała się takim gigantem.

YouTube jako wzór

Jednocześnie Gerasimenko zauważa, że Google ma w swoim portfolio produkt, który ma uczciwszy model współpracy i zadaje pytanie:

Why didn’t Google ever embrace YouTube’s business model after acquiring the company in 2006?

Model profit-share na jakim oparty jest YouTube inspiruje do tworzenia wysokojakościowych treści, za które twórcy otrzymują należną zapłatę, Google pobiera swoją działkę, a widz cieszy się filmem wysokiej jakości. Wszyscy są zadowoleni. Dlaczego nie może być tak w Searchu?

Model 90/10, czyli zarabianie na organicu

I tu właśnie CEO Ahrefsa przechodzi do sedna – proponuje model rozliczenia 90/10, gdzie 90% zarobków z reklam wracałoby do twórców, a 10% wędrowałoby do właściciela wyszukiwarki. Teoretycznie proste.

Nie są to plany szczególnie rozwinięte – pierwszy punkt zakłada popularyzację samej idei, a dopiero w następnej kolejności rozpoczęcie prac. Jednocześnie Dmitry sam sobie zaprzecza, bo pisząc pierwszy poważny post na ten temat, przyznaje że prace nad wyszukiwarką już się zaczęły. Czy mu się uda? Odpowiada sam:

Honestly, we’re not sure. But we won’t know until we try.

Dlaczego to mogłoby się udać

Oczywista odpowiedź brzmi: bo Ahrefs ma ku temu środki. Ma know-how i zaplecze sprzętowe, które mogłoby to ogarnąć. Ale przejdźmy do odpowiedzi mniej oczywistych.

Baza danych nie tylko o witrynach

Baza danych Ahrefsa przewyższa pod co najmniej jednym względem swój Google’owski odpowiednik. Zawiera nie tylko dane o stronach, liczbie i rodzaju linków, canonicalach, przekierowaniach itd. To także olbrzmia baza danych o słowach kluczowych i wynikach wyszukiwań dla nich nie tylko w Google, ale także w YouTube, Yahoo, Amazon, Bing, Yandex, Naver, Seznam, Baidu czy Daum, monitorowanych dla 171 języków.

Ahrefs wyszukiwarki

Taka baza danych to olbrzymi potencjał i materiał do nauki dla uczącego się algorytmu opartego na sztucznej inteligencji.

Spisanie wszystkich monitorowanych słów kluczowych dla wszystkich tych wyszukiwarek w książce zajęłoby ok 128 000 000 stron.

Seowcy podani jak na tacy

Ahrefs ma ułatwione zadanie, jeśli chodzi o wyłuskanie seowców i ich działań.

Można się bawić w uczące się algorytmy. Można opracowywać skomplikowane mechanizmy typowania i ręcznej analizy. Można robić wiele, by wynaleźć, wytypować i odebrać znaczenie linkom pochodzącym z systemu wymiany, z prywatnych zaplecz itp.

Można też (będąc Ahrefsem) sporządzić listę wszystkich stron, które blokują dostęp robotowi Ahrefsa i na 99% będą to zaplecza 🙂

Internet bez marketingu, tam gdzie go nie potrzeba

Wpisując w Google prośbę o jakąkolwiek poradę, prawdopodobnie nie otrzymamy uczciwej i rzetelnej pomocy, a jedynie próbę opchania nam czegoś. Jeśli np. szukamy „taniego smartfona do robienia zdjęć”, zapewne otrzymamy stronę sklepu handlującego smartfonami, próbującego sprzedać nam to, co zalega na półkach. Ewentualnie będzie to strona „niezależnego” serwisu o sprzęcie, podlinkowana jednak licznymi odnośnikami do programów afiliacyjnych. W świecie Top 10 Google AD 2019 nie ma nic za darmo.

Wyszukiwarka Ahrefs działająca w modelu 90/10 mogłaby nieco ten stan rzeczy zmienić. Być może ktoś z rozległą wiedzą o technologii i fotografii stworzyłby uczciwy artykuł na ten temat, nie kierując się opłacalnością sprzedaży danego produktu, a jedynie swoim doświadczeniem, licząc że uczciwość zostanie wynagrodzona przez wyszukiwarkę wysokim miejscem. A gdyby takich osób było 10, a może 100, konkurowaliby między sobą jakością. Być może tak by się stało.

Ten model działa także w mniejszej skali

Swoją zapowiedź Dmitry Gerasimenko opublikował na portalu Medium.com, który sam również działa na podobnej zasadzie. Autorzy wybranych, popularnych tekstów otrzymują część z zarobków, jakie Medium osiąga dzięki sprzedaży płatnego członkostwa na portalu. Wcześniej podobny model współpracy wprowadził nieistniejący portal Examiner i kilka podobnych serwisów.

Nieco innym przykładem, ale również wyszukiwarką internetową jest Ecosia. Jest to wyszukiwarka, która 80% zysków z reklam przeznacza na reforestację, czyli sadzenie drzew. Również jest to jakaś zapłata, choć nie dla twórców, a dla natury.

Przykład Ecosii pokazuje również, że szanse na utrzymanie się mają wyszukiwarki z oryginalnym pomysłem na siebie. Podobnie jak np. Duck Duck Go, który oferuje nam pełną ochronę naszej prywatności. Nie są to giganci rynku, ale oryginalny pomysł sprawia, że potrafią się na nim utrzymać. Być może podobnie stanie się z wyszukiwarką Ahrefsa.

Dlaczego to się jednak nie uda

Pogdybaliśmy sobie, co by było gdyby babcia miała wąsy, ale teraz zejdźmy na ziemię.

Nawet jeśli geniusz, to jednak naiwny

CEO Ahrefsa ma kilka bardzo celnych spostrzeżeń i jeśli chodzi o zasadę, to chyba nie sposób się z nim nie zgodzić. Jednocześnie momentami wydaje się być człowiekiem naiwnym, żeby nie powiedzieć nawet – ignorantem.

Tak pisze o Microsofcie:

In case you didn’t know, the tech giant owns the less-frequently-used search engine Bing.

Considering the platform only generates a fraction of the company’s $120 billion revenue, the organization could easily revamp Bing under a profit-share model.

Tak. Autor właśnie zasugerował, że skoro Bing przynosi Microsoftowi „tylko” 7 miliardów dolarów rocznie (dane z 2017), to gigant z Redmond z pewnością chętnie postawi wszystko na jedną kartę i wywróci ten biznes do góry nogami.

Wcześniej, jako dowód na niepohamowaną pazerność Google, Dmitry wkleił wypowiedź randomowego usera Reddita, podobno „studenta finansów”. Jeśli ktoś próbuje przekonać nas, że korporacje powinny po osiągnięciu pewnego poziomu zatrzymać się i dzielić się nadwyżką bogactwa, zamiast dalej się rozwijać, to niestety nie może być traktowany poważnie. Warto rozmawiać tylko o realnych rozwiązaniach.

Żadne działania nie pozostaną bez reakcji monopolisty

Niestety, wolny rynek niesie ze sobą nie tylko szanse, ale też poważne zagrożenia, a jednym z nich jest monopol. Google jest w tym momencie tak potężny, że nie wystarczy zaoferować lepszy produkt.

Kiedy w 1994 roku Richard Branson wprowadził na rynek napój Virgin Cola, popularność w Wielkiej Brytanii przerosła wszelkie oczekiwania. Cel był prosty: promocja brandu Virgin i walka o miejsce na rynku z największymi: Coca Colą i Pepsi.

Niestety, walka z gigantem nie jest prosta i mimo początkowego sukcesu Virgin, Coca Cola zaoferowała dystrybutorom lukratywne kontrakty na wyłączność. Reakcja amerykańskiego producenta przesłodzonej wody gazowanej na nową konkurencję była błyskawiczna i do końca 2000 roku Virgin Cola praktycznie przestała istnieć w szerokiej dystrybucji.

Choć trudno przewidzieć jak dokładnie mogłoby to wyglądać, tutaj też reakcja monopolisty Google mogłaby być błyskawiczna. W ostateczności nawet w przypadku sukcesu Ahrefsowej wyszukiwarki, Google mogłoby się nawet pokusić o przejęcie proponowanego modelu, co w sumie nie było by takie najgorsze (ale mało realne).

SPAM, blackhatowcy, wszelkie złe nasienie

Nowa forma zarobku proponowana przez Ahrefs, w postaci współdzielenia zarobków wyszukiwarki przyciągnęłaby całe rzesze „spryciarzy”, którzy w środowisku Google odchodzą powoli w zapomnienie. Nowa forma zarabiania, to również nowa okazja do drobnych, mniejszych lub większych oszustw. Jeśli dodamy do tego młody algorytm, który wszystkiego musiałby się od nowa nauczyć – nie wygląda to najlepiej.

Poza tym – czy zarabianie za bycie w wynikach organicznych faktycznie podniesie jakość contentu? Znikną linki afiliacyjne, ale czy pojawią się jakościowe treści? Spójrzmy na Youtube i całą rzeszę patostreamerów – czy szukając taniego smartfona nie zaczęlibyśmy natrafiać na bardzo klikalne, ale bezużyteczne instrukcje jak zrobić smartfona z ziemniaka?

Najważniejszy grzech tego planu – zero wartości dodanej

Pal jednak licho powyższe narzekania. Aby plan rozwoju takiej wyszukiwarki mógł się udać, najważniejsza jest jedna rzecz o której CEO Ahrefsa zdaje się zupełnie nie myśleć.

Do takiej wyszukiwarki muszą przekonać się użytkownicy.

Gierasimenko skupia się na twórcach i na złym Google. Nie bierze pod uwagę użytkowników, a to oni powinni być podstawą każdego takiego planu.

Co otrzymają użytkownicy od Ahrefs Search Engine? Nic. Wyniki będą zapewne na akceptowalnym poziomie. Ale to już oferuje masa konkurentów Google, z Bingiem na czele.

Pisałem wcześniej o tym, że być może jakość contentu podniesie się, dzięki temu, że ciężka praca twórcy zostanie odpowiednio wynagrodzona. Ale przecież niewyobrażalne jest, by twórca poświęcający czas na stworzenie treści nie opublikował jej (bądź np. zabronił indeksacji) w Google. Jeśli więc jakość contentu się podniesie – to stanie się tak także w Google. Użytkownik końcowy nadal nie ma żadnej motywacji, by przenieść się do nowej wyszukiwarki. Z kolei wszelkie próby przyjmowania treści tylko na wyłączność kompletnie zahermetyzowałyby ten projekt, i w najlepszym przypadku, stałby się on drugim a’la portalem Medium.com – na którym, o ironio, wszystkie swe pomysły rozpisał sam Gierasimenko.

Obserwujmy, bez wielkich nadziei

Jednego nie można CEO Ahrefsa odmówić – przekonania co do idei i uporu.

We would be thrilled for any major provider to “run with our idea,” but we aren’t counting on it. Which is why Ahrefs has already begun developing a new search engine with profit-share capabilities behind the scenes.

Jak widzimy, prace już się zaczęły. Pozostaje tylko czekać. Szczerze mówiąc, nawet jeśli wyszukiwarka ta nie odniesie sukcesu – co niestety jej wróżę – to będzie to na pewno ciekawy przypadek do przeanalizowania i pole do popisu dla kreatywności twórców najlepszego kombajnu SEO w historii wszechświata. A ta nieraz już potrafiła zadziwić.

2 thoughts on “Ahrefs Search Engine – analiza sensacyjnego pomysłu twórcy Ahrefsa

Skomentuj Sylwester Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *